Początek roku sprzyja haftowaniu. Cierpi na tym czytanie, ale tak to jest.
Co prawda ostatnio na przykład spędziłam godzinę w poczekalni u lekarza, bo było opóźnienie, dzięki czemu podgniłam książkę. Nawet w takich sytuacjach należy szukać pozytywów.
Teraz dłubię dwa hafty, niebawem zaczynam trzebi, bo czas nagli.
Czasem przy sobotniej lub niedzielnej kawce, czasem przy lampce... najważniejsze, że widać jak przybywa.
Dłubie sobie wieczorami, kawałek po kawałku...jeszcze tylko kawałek krzaka winogron, personalizacja i finisz.
A przy okazji znalazłam zdjęcie kolejnego pudełkowego, w końcu oprawionego haftu - stare jak świat serduszko haftowane na moich ulubionych białych, lnianych spodniach.