Dziś będzie co nieco o zamykaniu... lata w słoikach :) Otóż jakiś czas temu, jak zaczęły się truskawki, zaczęłam tegoroczna przygodę z przetworami. Wszytko, co zrobiłam w zeszłym roku przez zimę zostało przez nas zjedzone bądź rozdane - bo taki słoiczek z własnoręcznie robioną konfiturą to wspaniały prezent. Poza tym ja wolę sama sobie zrobić konfiturkę niż potem kupować.
Ostatnio na tapecie były maliny...
![]() |
www.wikipedia.pl |
Same owoce niespecjalnie lubię, zjem, ale bez objadania się i zachwycania, ale konfiturę malinową na świeżej bułeczce z masełkiem czy gorącą wodę z sokiem malinowym bardzo :) Poza tym sok z malin to jedno z naszych głównych lekarstw zimą.
No więc z 5 kg malin powstało trochę soku i trochę konfitury.
A to jeszcze trochę jagódek :) Mam kilka słoiczków konfitury i litr zamrożony, i chyba jeszcze z zeszłego roku trochę. Ale zje się (mam nadzieję)...
W lesie rzuciło się tez nieco grzybków - kozaki i prawdziwki...
Mniejsze zamarynowałam, reszta się ususzyła.
Teraz mamy w planach sok i galaretkę z czerwonej porzeczki, trochę dżemiku z czarnej porzeczki - o ile jeszcze będzie na krzaczku, no i jeszcze sok malinowy, bo 4 butle to zdecydowanie za mało na zimę.
Nie wiem czy będziemy robili nalewki, bo jeszcze z zeszłego roku mamy jakieś butelki...
* * * * * * *
A teraz zmiana tematu... jak pisałam, nabyłam ostatnio kilka nowych książek...
oto one :)
A obecnie czytam "Ogród letni" Paulliny Simons.
Ciężko mi to idzie, bo raz akcja jest wartka, raz się ciągnie, poza tym tyle stron...
* * * * * * *
A na koniec mój pierwszy oprawiony aniołek - Pamiątka Chrztu Św.
Pewnie już niektórzy widzieli na Facebooku...
Aniołka haftowało się bardzo fajnie (tylko za pierwszym razem), szybko i przyjemnie.
Kanwa biała ze srebrną metalizująca nitką - wygląda super!!
Oczywiście osoba, dla której to haftowałam też zadowolona.
I wszystko gra!
Drugi jest też zrobiony... tylko mu literek brak i oprawy.
A trzeci się robi - na 15 sierpnia ma być gotowy :)
Mam na dzieję, że na razie koniec tych aniołków... bo już mam ich dość... ileż razy można robić to samo...
Może wreszcie jak skończę tego ostatniego to się wezmę za mój kosz peoni, bo już się Mąż dopytywał i marudził, że tyle robię a nic nie widać, tzn. nie wisi zbyt wiele na naszych ścianach moich haftów. No to może się wreszcie wezmę, bo nie planuje póki co nic nikomu haftować... Co prawda nigdy nic nie wiadomo... Tych też nie planowałam - same się zaplanowały :)
Na dziś to tyle... pa!