... a mamusia siedzi sobie i ząbkami paznokcie skrobie... czyli wieści przedszkolnych cz. I
Od ponad dwóch tygodni wprowadzałam Julkę w tajniki życia przedszkolnego - za każdym razem podchodziła to mojego gadania z entuzjazmem... oczywiście ona idzie do dzieci, oczywiści sama, mama ją zaprowadzi, dziadek odbierze, będzie sama jadła, leżakowała z dziećmi itp. Teorię znała... Dziś rano jak się obudziła stwierdziła, że dziadek do niej zaraz przyjdzie... Na co musiałam ja wyprowadzić z błędu, bo dziadek z babcią się urlopuje na działce... Mina lekko jej zrzedła... ale wszystko jej wytłumaczyłam, ubrałyśmy się, trochę się pobawiła, zjedliśmy śniadanie, po czym stwierdziła, że ona by już chciała iść do tego przedszkola... (środa, czwartek i piątek były takie półtoragodzinne zajęcia adaptacyjne, także przedszkole nie było jej obce).
Podjechaliśmy pod przedszkole, z tatusiem się pożegnała, wzięła w rączkę plecaczek i poszłyśmy. Weszłyśmy do szatni jak przez ostatnie 3 dni, przebrałam ją w buciki, Pani wzięła ode mnie piżamkę, szczoteczkę, postawiłyśmy jogurt na stoliku i poszła z panią do sali... Ja chwilę postałam i poszłam... Chyba mnie przyuważyła przez okno jak szłam przez podwórko, ale potem się chyba odwróciła... I pojechaliśmy do pracy...
Siedzę cały dzień jak na szpilkach i się zastanawiam jak ona w tym przedszkolu - czy płakała, czy się bawiła czy stała jak sierotka i tylko się patrzyła... czy jadła, czy leżakowała... i czy będzie chciała jutro iść...
Niebawem Mąż ja odbierze...
Ach te dzieci...
Ale zawsze będę pamiętała słowa mojej byłej kierowniczki:
"Małe dzieci, mały kłopot, duże dzieci, duży kłopot" i staram się tak bardzo wszystkim nie przejmować, bo to zwariować można...
Teraz zmieniamy temat :))) i nieco haftów bardzo zaległych pokażę...
Na początek czekoladowa metryczka, która poleciała aż do USA...
i moje zajęcze jajo z passe-partout...
Tam gdzie je zamawiałam niestety nie było nic innego, co by bardziej kolorystycznie pasowało...
Ale chyba nie jest źle... Może w przyszłym roku na Wielkanoc wreszcie zawiśnie na ścianie...
I jeszcze moje dwie ślubno-rocznicowe pamiątki...
i druga...
Mnie się bardzo podobały - nie wiem jak tym, którzy je dostali...
Przy okazji spytam was o coś: niech mi ktoś powie, na jakim lnie widać bardzo dobrze biała nitkę??
Ja sobie kupiłam taki len obrazkowy Perllen 20ct w naturalnym kolorze, ale niestety, jak widać na zdjęciach, biała mulinę widać na nim fatalnie... Czy ktoś może mi podesłać namiar na len ciemniejszy, no i taki sprawdzony pod względem widoczności białej muliny?? Będę wdzięczna...
Miałam cynk, że dziecko wcale nie chce wracać do domu :)
O godzinie 15.00 można dzieci najwcześniej zabierać i o 15.00 wychodzą drugi raz na dwór. No i Julka wychodząc z przedszkola oczywiście pognała na praca zabaw i na trampolinę...
Podobno ładnie jadła i nie płakała... ale wątpię, żeby chciała o 15.00 wracać do domu, tak jak dziadek miał pierwotnie po nią przychodzić... Zobaczymy jutro :)