Obserwatorzy

DAWNO TEMU W PARYŻU MODNA DAMA UDAŁA SIĘ D MODYSTKI, ABY ZAMÓWIĆ NAKRYCIE GŁOWY - OSTATNI KRZYK MODY. MODYSTKA OWO NAKRYCIE WYKONAŁA ZUŻYWAJĄC 5 METRÓW WSTĄŻKI. KIEDY DAMA USŁYSZAŁA CENĘ, Z OBURZENIEM ZAWOŁAŁA: CO!!! 300 FRANKÓW ZA 5 METRÓW WSTĄŻKI??!! PANI CHYBA OSZALAŁA!! NA TO MODYSTKA KILKOMA SPRAWNYMI RUCHAMI ROZPRUŁA PIĘKNY CZEPEK, ZWINĘŁA WSTĄŻKĘ, PODAŁA OBURZONEJ DAMIE I POWIEDZIAŁA: ZAPŁATA JEST ZA MOJE UMIEJĘTNOŚCI I PRACĘ, WSTĄŻKĘ DAJĘ PANI GRATIS!!!

wtorek, 29 września 2020

Grzybki po raz drugi

 Kiedy jeszcze była piękna pogoda, ciepło i słonecznie, pojechaliśmy drugi raz na działkę. 
Grzybki nas wołały. Niestety nie było już tyle prawdziwków, co poprzednim razem,
ale też sporo nazbieraliśmy. 


 


I na hafcik przy kawie znalazłam chwilkę :)


I nagietków narwałam na maść...

Kolejny cudowny weekend :) 

czwartek, 24 września 2020

Wieści z kuchni cz. II

Wrzesień to taki czas, kiedy z kuchni wychodzę rzadko. 

Kupa prania na koszu rośnie w zastraszającym tempie. Jeszcze chwila, a przerośnie szafkę, o którą się opiera :) Na naparstkach kurzu aż biało... Do tego kiermasz rękodzieła już za chwilę, a ja przecież od sierpnia miałam coś na niego przygotować. Tylko ten wrzesień tak szybko przeleciał, że nawet nie zauważyłam. 

Ostatnio wpadłam w wir robienia przeróżnych mazideł. Pomadki z woskiem pszczelim to podstawa na jesień i zimę, więc na kiermaszu nie mogłoby ich zabraknąć. 

Tym razem zrobiłam trzy zapachy - kawowe, malinowe i grejpfrutowe. 

Do tego maści: sosnowa, nagietkowa i z żyworódki. 



Przy okazji nastawiłam słój octu jabłkowego i czipsy jabłkowe :)


Miałam jeszcze upiec chlebek dobry. Ale to chyba już w przyszłym tygodniu...
A dziś dostałam od koleżanki dynię, będę robiła znowu dżemik z pomarańczą. Dobrze, że dynia może poleżeć...

|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
V

Mąż to niedługo się chyba ze mną rozwiedzie. 

środa, 23 września 2020

czerwcowy wypad nad morze

Dziś kolejny zapomniany wyjazd... 

Zapomniany w sensie bloga, bo ja bardzo dobrze pamiętam każdy dzień, 
który spędziliśmy nad polskim morzem - moim ukochanym. 

W czerwcu tego roku, na kilka dni przed Bożym Ciałem, udało nam się wyjechać nad morze. 
Jula akurat nie miała lekcji w szkole, wzięliśmy kilka dni urlopu i
 pojechaliśmy na Wyspę Sobieszewską. 

Jak ja kocham ten widok...




Pierwszego dnia mieliśmy plażing, bo była piękna pogoda :)


Drugiego dnia była wycieczka objazdowa: 

PIASKI 

W Piaskach chciałam dojechać do granicy z Rosją. 
Niestety się nie udało, a na 3-kilometrowy spacer nie było czasu. 
Wyszliśmy tylko na plażę i tyle. 

Po drodze do Krynicy Morskiej wdrapaliśmy się na Wielbłądzi Garb. 


 KRYNICA MORSKA 

W Krynicy najpierw pojechaliśmy obejrzeć latarnię morską, która oczywiście z powodu covid-19 była niedostępna do zwiedzania. 

 

Poszliśmy na molo, przeszliśmy kawałek przez miasto i pojechaliśmy dalej. 

Po drodze do Sztutowa patrzyliśmy, jak przekopują Mierzeję Wiślaną. 

 



Z drugiej strony, od Zalewu budują ogromną wyspę dla ptaków. 



SZTUTOWO 

Tu zwiedzaliśmy Muzeum Stutthof.


Oczywiście tylko na zewnątrz, 
bo z powodu covid-19 wszystkie ekspozycje wewnętrzne nieczynne...

Po drodze zatrzymaliśmy się w STEGNIE zobaczyć kościół. 




MIKOSZEWO (prom). 

Wróciliśmy promem z Mikoszewa do Świbna. 

I jeszcze poszliśmy na spacer :)




 






Miała być gorsza pogoda - oczywiście prognozy nie potrafią przewidzieć pogody nawet na jeden dzień na przód. W połowie wycieczki zrobiło się gorąco, my byliśmy poubierani, bo przecież miało być chłodno i w zasadzie to powinniśmy leżeć na plaży :) a nie jeździć od miasta do miasta. 

Następnego dnia było już naprawdę brzydko (pół dnia tylko) więc pojechaliśmy na wycieczkę do Malborka i Pelplina (o tym już był osobny post), a po południu, po obiadku poszliśmy na pieszą wycieczkę do Rezerwatu Ptasi Raj. 








Następnego dnia znowu był plażing, bo była piękna pogoda :) 
Pojechaliśmy na taka odludna plażę, gdzie byliśmy tylko my i jedna pani z dziewczynką, 
która szybko się zakumulowała z Julą. 
A my cały boży dzień zbieraliśmy bursztyny, co się skończyło całą górą bursztynów i mocno spalonymi plecami, na których kilka dni później pojawiły się bąble... przez tydzień nie mogłam spać :(



A na koniec dnia spacerek trochę lasem, trochę plażą i piękny zachód słońca. 




Ostatniego dnia w środę pogoda znowu była gorsza, więc wybraliśmy się na drugi koniec Wyspy Sobieszewskiej do Rezerwatu Mewia Łacha. Przeszliśmy prawie 10 km, ludzi wcale, cisza i spokój. 

 

 

 






I znowu uzbieraliśmy trochę bursztynów :)


Wieczorem znowu spacer i pakowanie. 

W sumie bursztynów uzbieraliśmy tyle:


W życiu nie widziałam tyle na ozy, a co dopiero mówić o zbieraniu...

Wyjazd super, jak zawsze na morze. 
Pogoda spoko, na wszystko był czas - i na opalanie i na zwiedzanie.  

W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Gdańsk :) ale o tym w osobnym poście. 

Tłumacz

Archiwum bloga

Uszyj Jasia

Kołderki za jeden uśmiech