Dziś kolejny zapomniany wyjazd...
Zapomniany w sensie bloga, bo ja bardzo dobrze pamiętam każdy dzień,
który spędziliśmy nad polskim morzem - moim ukochanym.
W czerwcu tego roku, na kilka dni przed Bożym Ciałem, udało nam się wyjechać nad morze.
Jula akurat nie miała lekcji w szkole, wzięliśmy kilka dni urlopu i
pojechaliśmy na Wyspę Sobieszewską.
Jak ja kocham ten widok...
Pierwszego dnia mieliśmy plażing, bo była piękna pogoda :)
Drugiego dnia była wycieczka objazdowa:
PIASKI
W Piaskach chciałam dojechać do granicy z Rosją.
Niestety się nie udało, a na 3-kilometrowy spacer nie było czasu.
Wyszliśmy tylko na plażę i tyle.
Po drodze do Krynicy Morskiej wdrapaliśmy się na Wielbłądzi Garb.
KRYNICA MORSKA
W Krynicy najpierw pojechaliśmy obejrzeć latarnię morską, która oczywiście z powodu covid-19 była niedostępna do zwiedzania.
Poszliśmy na molo, przeszliśmy kawałek przez miasto i pojechaliśmy dalej.
Po drodze do Sztutowa patrzyliśmy, jak przekopują Mierzeję Wiślaną.
Z drugiej strony, od Zalewu budują ogromną wyspę dla ptaków.
SZTUTOWO
Tu zwiedzaliśmy Muzeum Stutthof.
Oczywiście tylko na zewnątrz,
bo z powodu covid-19 wszystkie ekspozycje wewnętrzne nieczynne...
Po drodze zatrzymaliśmy się w STEGNIE zobaczyć kościół.
MIKOSZEWO (prom).
Wróciliśmy promem z Mikoszewa do Świbna.
I jeszcze poszliśmy na spacer :)
Miała być gorsza pogoda - oczywiście prognozy nie potrafią przewidzieć pogody nawet na jeden dzień na przód. W połowie wycieczki zrobiło się gorąco, my byliśmy poubierani, bo przecież miało być chłodno i w zasadzie to powinniśmy leżeć na plaży :) a nie jeździć od miasta do miasta.
Następnego dnia było już naprawdę brzydko (pół dnia tylko) więc pojechaliśmy na wycieczkę do Malborka i Pelplina (o tym już był osobny post), a po południu, po obiadku poszliśmy na pieszą wycieczkę do Rezerwatu Ptasi Raj.
Następnego dnia znowu był plażing, bo była piękna pogoda :)
Pojechaliśmy na taka odludna plażę, gdzie byliśmy tylko my i jedna pani z dziewczynką,
która szybko się zakumulowała z Julą.
A my cały boży dzień zbieraliśmy bursztyny, co się skończyło całą górą bursztynów i mocno spalonymi plecami, na których kilka dni później pojawiły się bąble... przez tydzień nie mogłam spać :(
A na koniec dnia spacerek trochę lasem, trochę plażą i piękny zachód słońca.
Ostatniego dnia w środę pogoda znowu była gorsza, więc wybraliśmy się na drugi koniec Wyspy Sobieszewskiej do Rezerwatu Mewia Łacha. Przeszliśmy prawie 10 km, ludzi wcale, cisza i spokój.
I znowu uzbieraliśmy trochę bursztynów :)
Wieczorem znowu spacer i pakowanie.
W sumie bursztynów uzbieraliśmy tyle:
W życiu nie widziałam tyle na ozy, a co dopiero mówić o zbieraniu...
Wyjazd super, jak zawsze na morze.
Pogoda spoko, na wszystko był czas - i na opalanie i na zwiedzanie.
W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Gdańsk :) ale o tym w osobnym poście.
Wow ile bursztynu :) chętnie bym tak pozbierała sobie teraz bursztynki , Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa czasami także lubię takie spontaniczne wypady, ale w przypadku wakacji już od dłuższego czasu je planuję. Na ten rok obrałam kierunek na Chiny i chcę tam pojechać. Nawet czytałam w https://kioskpolis.pl/ubezpieczenie-do-chin-sprawdz-co-powinno-zawierac/ jakie ubezpieczenie będzie dobrym wyborem na taki wyjazd.
OdpowiedzUsuń