W tym roku ponownie na ferie zawiało nas do Zakopanego.
Jechaliśmy szybko, bo 5,5 h.
Wjechaliśmy od strony Chochołowa, bo tak było szybciej według wujka Google. Oczom naszym ukazał się jego wysokość Giewont.
Śniegu w Zakopanem było ogromnie dużo.
Wzdłuż ulic, chodnika rozciągały się całe góry.
A same chodniki wyglądały tak... Szło się mniej więcej 40-50 cm nad ulicą.
Jula trochę pojeździła na nartach.
My w tym czasie strzelaliśmy sobie fotki pod Wielką Krokwią.
Byliśmy na spacerze w Dolinie Strążyskiej...
... i w Dolinie Kościeliskiej.
A to widok z naszego okna... Giewont schował się za drzewem...
To jakiś kościółek, który odwiedziliśmy w drodze powrotnej z Kuźnic.
A w nim ruchoma szopka.
I piękne, rzeźbione i wypalane drzwi napotkane gdzieś po drodze...
Byliśmy też na Gubałówce.
O wyprawie na Kasprowy Wierch i do Doliny Chochołowskiej w kolejnym poście.
Gostei de ver as fotografias deste belo passeio, aproveito para desejar um bom fim-de-semana.
OdpowiedzUsuńAndarilhar
Dedais de Francisco e Idalisa
O prazer dos livros
Ależ pięknie! Wielki nie byłam w górach! Zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuń