Wiosna chyba sobie jaja z nas robi...
Widok przez okna dzisiejszego ranka...
I jeszcze świątecznie...
Zające na komodzie stojące z innymi świątecznymi ozdobami...
Mój wianuszek...
I pisanki które robiłyśmy z Julką w sobotę rano...
W zasadzie Święta pomału się kończą... Niestety w tym roku nie były dla nas udane.
Julka chora, ja chora, Mąż jakoś się przetrzymał. W piątek byliśmy z Julką u lekarza, w sobotę miała dosyć wysoką gorączkę, w niedzielę rano ponad 39,5 stopnia. Mąż pojechał po antybiotyk, kilka godzin - przed i po śniadaniu wielkanocnym - walczyliśmy z nią żeby łyknęła jedną łyżeczkę syropu. Skończyło się wycieczką do szpitala, potem do lekarza po nowy antybiotyk...Po południu temperatura wzrosła do 40 stopni... mnie się z nerwów ręce do wieczora trzęsły...
Z uwagi na nasze choroby siedzieliśmy dwa dni sami w domu...
Takie życie... ale mnie w sumie było dobrze...
A jutro do pracy... tylko wcześniej trzeba będzie teraz wstawać...
* * * * * * * * *
Z wieści xxx: jestem prawie na ukończeniu metryczki z misiem wiszącym na sznurku...
* * * * * * * * *
A tymczasem czekam na prawdziwą wiosnę...
przykro, ze sie rozchorowaliscie, zycze szybkiego powrotu do zdrowia,
OdpowiedzUsuńa widoku z okna nie zazdroszcze ;)
pozdrawiam
życzę duzo zdrówka i niech ten śnieg już znika!
OdpowiedzUsuńZdrówka Wam życzę! Ale tego siedzenia sami w domu to nie żałujcie - zawsze brak chwil tylko dla siebie i właśnie mieliście niepowtarzalną okazję pobyć ze sobą - jak w święta być powinno. Chorzy, trudno, ale razem.
OdpowiedzUsuńŚciski dla Julki!
Aaaa... zdjęcie ustrojonego tkaninowo pokoju poproszę.
OdpowiedzUsuńMówisz - masz :)))) Dziękuję, Julka powoli wraca do zdrowia - już dziś nie miała rano gorączki... ja tak sobie... A z siedzenia w domu całe Święta też się cieszę...
Usuń