Ostatnio nie mam chęci zaczynać nic dużego. Dlatego ostatnio zrobiłam taką małą literkę "B" na szarym lnie. Nie lubię tego lnu, bo ma bardzo nierówny splot i hafty na nim wychodzą takie wydłużone. Ale darowanemu koniowi się w gębę nie zagląda. Da się na nim haftować. Przy literkach to wydłużenie akurat nie ma znaczenia. Bo przecież zawsze można powiedzieć, że taka właśnie miała być :)
A oto moje "pachnące" cudeńko.
Napakowałam do środka ususzonych płatków peoni, które pachniały jak lizały na tacy i się suszyły, ale jak już ich napakowałam do woreczka, przestały pachnieć :(
Chyba zamienię je na lawendę... ta nigdy nie przestaje pachnieć.
Już mam przycięty len na 3 kolejne woreczki: dwa szare trochę większe i jeden w kolorze naturalnym.
A na koniec kilka bransoletek :)
Śliczny woreczek :)
OdpowiedzUsuńA z bransoletek najbardziej podoba mi się ta ostatnia :)
Właśnie chyba lawenda, mięta najbardziej i najdłużej pachnął. Ja kiedyś zasuszone płatki kwiatów w kielichu skrapiałam olejkiem zapachowym. Twój sposób z woreczkiem jest lepszy, bo moje trzymane na wierzchu okropnie się kurzyły. Dla mnie najfajniejsza ta fioletowa bransoletka :)
OdpowiedzUsuńBransoletki śliczne.
OdpowiedzUsuńJa oprócz lawendy mam jeszcze bagno - nie wiem czy to jest prawidłowa nazwa tej rośliny, tak nazywa się ją w mojej okolicy. Ta dopiero cudnie pachnie, i nie wytraca szybko zapachu.
Zgadzam się z poprzedniczką ostatnia bransoletka cudowna taka zwiewna delikatna chociaż oczywiście wszystkie są śliczne :) Woreczek tez niczego sobie dla mojej Mamusi też by pasowało to B :)
OdpowiedzUsuń