Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy...
W niedziele po południu wróciliśmy z urlopu-który-strasznie-szybko-przeminął... W Krynicy byliśmy 10 dni, potem pojechaliśmy jeszcze na 5 dni na działkę.
Generalnie urlop uważam za udany, pogoda była bardzo ładna, sporo zwiedziliśmy... odpoczęliśmy, niestety się nie wyspaliśmy, bo nasze dziecko w górach regularnie o 6.10 wstawało :(
No i sporo sobie pohaftowałam... skończyłam kolejną kartkę peonii, prawie skończyłam Mędrką...
Ogólnie było OK :)
A teraz trochę was zanudzę zdjęciami...
to nasze podwórko
i ja oddająca się przyjemnościom...
kilka fotek z miasta
W Krynicy było mnóstwo takich fajnych zwierząt i innych przedmiotów z kwiatów i roślin...
dużą atrakcją była kupa śniegu w środku lata :)
i fontanny...
oraz tor saneczkowy - Początkowo jeździliśmy sami, ale jak Julka wreszcie zechciała ze mną raz zjechać, to za drugim razem wołała tylko "szybciej, szybciej..."
Julka chętnie pozowała do zdjęć... o ile miała dobry humor...
"tego malarza z pieskiem" lubiła najbardziej...
Oprócz Festiwalu Jana Kiepury przez długi weekend był Piknik z okazji święta wojska polskiego... i po krynicy maszerowali żołnierze...
Julce bardzo smakowała woda lecznicza słotwinka...
W krynicy było też mnóstwo starych, zabytkowych, drewnianych pensjonatów...
i mała muszla koncertowa...
czy Stary Dom Zdrojowy...
A to cerkiew na Słotwinach - niedaleko naszego pensjonatu...
i dwie małe figurki strzegące wejścia...
Wjechaliśmy kolejką na Górę Parkową - zabytkowa kolejką... ta w Zakopanem przy niej jest super-nowoczesna
raz zeszliśmy na piechotkę...
Innym razem, jak była piękna, słoneczna pogoda, wjechaliśmy na Jaworzynę Krynicką... Julka nawet się nie bała... to znaczy zechciała w ogóle do niej wsiąść... najpierw oczywiście trzeba było ją nastawić odpowiednio, nagadać się, naopowiadać... i się udało :))) i nawet jej się podobało...
wzięliśmy kocyk, zabawki, suchy prowiant i mieliśmy piknik pod słupem od wyciągu...
a mamusia sobie haftowała i się smażyła na słoneczku... w końcu na 1114 m n.p.m. dobrze bierze...
a tatuś z Julką się wygłupiali...
a to piękne widoczki...
a to my... Julka niestety straciła dobry humor... chyba było jej za gorąco...
To tyle zdjęć na dziś... mam jeszcze sporo, ale muszę coś zostawić na kolejne posty...
jeszcze tylko pochwale się pamiątkami - które są dla mnie nieodzowną częścią wycieczek...
magnesy na lodówkę głównie z różnych miejsc, które od jakiegoś czasu zbieram, oraz jeden mały obrazek na naszą podróżniczą ścianę, w miejsce takiego samego tylko z Zakopanego, który ostatnio przy odkurzaniu spadł mi na głowę, potem na podłogę i się roztrzaskał...
I to tyle turystycznie na dziś... następny post będzie już o xxx :)))))))))))
Cudna relacja. Przez chwilę czułam się jak bym tam była :)
OdpowiedzUsuńSuper zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńSliczne zdjecia :)
OdpowiedzUsuńSuper wyjazd! A który to taki hotel z basenem? Może jakiś namiar?
OdpowiedzUsuńHotel to za dużo powiedziane... to się nazywa "Osada nad Słotwinką"
UsuńWyjazd widać udany, fajnie odpocząć w takiej okolicy :)
OdpowiedzUsuńWspaniały urlop i śliczne zdjęcia.
OdpowiedzUsuń