Dziś się chwalę :) W zeszłą sobotę piekłam pasztet...
Jeden zwykły, jeden z żurawiną.
Przepis biorę z książki kucharskiej Kuronia, ale tylko z tego przepisu trochę korzystam, bo zawsze piekę z takiego mięsa jakie akurat mam. Zawsze mięso z zupy wrzucam do zamrażarki i potem z tego, jak się trochę uzbiera, piekę pasztet. Dokupuję tylko trochę podgardla...
Tm razem wyszedł jaśniejszy, bo było dużo indyka...
W niedzielę z rana piekłam rogaliki na bal...
Na szczęście trochę dla nas też zostało...
Jakby ktoś chciał upiec, prześlę przepis - sprawdzony wielokrotnie!
W tą sobotę robiłam faworki i bezy, z białek, które mi zostały...
Niestety po faworkach zostało tylko zdjęcie...po prostu za mało zrobiłam.
Bezy wyszły przepyszne...
Robiłam pierwszy raz, ale to nic trudnego.
Na 4 białka, dałam niecałe 200 g. cukru. Piekłam w temp. 100 stopni, na termoobiegu ponad 2 h.
Może nawet trochę za bardzo wyschły, bo nie były takie ciągnące w środku... następnym razem zrobię większe...
Na sobotę planuję kolejną porcję faworków, tym razem z podwójnej porcji...
Ślinka cieknie, w brzuszku burczy....Oj Kusicielko! A ja już z doświadczenia wiem, że rogalików i faworków nigdy dość, ile by się nie zrobiło zawsze znikną :)
OdpowiedzUsuńsame pysznosci:)
OdpowiedzUsuńAle kusisz kochana tymi wypiekami :)
OdpowiedzUsuń